Zapewne większość czytelników Motoru już słyszała o 24-godzinnej jeździe non-stop motorowerami Chart, jaką w dniach 25-26 sierpnia zorganizowała i przeprowadziła nasza redakcja wspólnie z Zakładami Rowerowymi Romet i Automobilklubem Wielkopolskim. Bezpośrednio relacje z niej nadawało bowiem radio, migawki prezentowała telewizja. W naszym tygodniku z uwagi na jego kilkutygodniowy cykl wydawniczy o próbie tej możemy napisać dopiero teraz.
Zacznijmy jednak nie od tego, co działo się na poznańskim obiekcie, lecz od samego pomysłu. Trzeba szczerze powiedzieć, że nie był on oryginalny. O podobnej próbie przeczytaliśmy bowiem w kwietniowym numerze słowackiego „Stopu". Otóż koledzy z Bratysławy opisali, jak całą dobę jeździli na mopedach Babetta po budapeszteńskim Hungaroringu.
Zaczęliśmy się zastanawiać, czy podobnej próby nie warto by przeprowadzić u nas. Uznaliśmy jednak, że jeśli całe przedsięwzięcie ma mieć głębszy sens, nie warto korzystać z pojazdu już dobrze znanego. Na szczęście, już po kilku tygodniach prasa przyniosła wiadomość, że taśmy bydgoskiego Rometu zaczyna opuszczać od dawna zapowiadany motorower o nazwie Chart Zaczęliśmy przygotowania. W pierwszym rzędzie należało namówić Romet, by zechciał uczestniczyć w próbach. Udało się to bez większego trudu. W trakcie rozmów powstało oczywiście pytanie gdzie taki test przyprowadzić. Zdecydowaliśmy się na tor wyścigowy ze względu na bezpieczeństwo uczestników. Gdy doszło do precyzowania, który z istniejących w kraju torów wchodziłby w rachubę: kielecki czy poznański, nie było żadnych wątpliwości. Poznański jest obiektem zamkniętym, a więc krążące po nim motorowery nikomu nie mogły zawadzać, natomiast fragment Miedzianej Góry to droga państwowa, czyli trzeba by albo ją zamknąć albo pogodzić się z obecnością samochodów i ciężarówek. Mimo że poza wstępem na tor o nic więcej praktycznie nie prosiliśmy, Automobilklub Wielkopolski postawił do naszej dyspozycji całą obsługę toru, a także udostępnił pomieszczenia pod wieżą startową. Jak się później okazało, było to zbawienne dla całej próby. I tak uzyskaliśmy zgodę na udział trzech motorowerów. Nawiasem mówiąc taką liczbę pojazdów zasugerowaliśmy, chcąc mieć pewność, że choć jeden dotrze do mety. Znając wyniki próby przyznajemy, że było to wielkie czarnowidztwo z naszej strony. Przeszedł też wniosek, by na próbę wyruszyły nowe pojazdy. Po ujawnieniu, że na wszystkich trzech motorowerach zamierzamy jeździć sami, pojawił się opór przedstawicieli Rometu. W końcu zapadła decyzja, że dwa pojazdy będą prowadzili przedstawiciele redakcji, trzeci zaś kierowcy fabryczni. Można już było kompletować team redakcyjny. lista chętnych, którzy się zgłosili. było co prawda przetrzebiona wskutek wyjazdów urlopowych, niemniej bez trudu uzbierała się piątka: Ryszard Cydejko, Bogusław Koperski, Krzysztof Rybarski, Wojciech Sierpowski i Tomasz Sobiecki. Do składu dokooptowany został jeszcze 16-Ietni syn redaktora Sobieckiego, Adam. W końcu młodzież będzie głównym odbiorcą nowych motorowerów. Motorowery do próby pochodziły wprost z taśmy montażowej, nie były więc specjalnie przygotowywane, oczywiście poza solidnym ich dotarciem. Jeden z Chartów eksploatowany był podczas przygotowań i w trakcie próby na oleju MOTO-2 firmy Elf (pisaliśmy o nich szczegółowo w Motorze 30/88). O-bowiązek przejechania pierwszego półtora tysiąca kilometrów spadł na fabrycznych kierowców Rometu, z których trzech Janusz Grajnert, Krzysztof Gonza, Bogdan Łabęcki brało później udział w 24-godzinnej próbie na torze Poznań.
Po okresie docierania silniki Chartów zostały poddane starannemu przeglądowi, podczas którego okazało się, że wszystkie pojazdy są w doskonałej kondycji i praktycznie nie różnią się między sobą. Z wyjątkiem może Charta zasilanego mieszaniną z olejem MOTO-2, w którym specjaliści z Rometu stwierdzili mniejsze odkładanie się nagaru w komorze spalania oraz łatwiejszy do usunięcia osad w tłumiku.
Po przygotowaniu motorowerów do tak długotrwałej jazdy należało przygotować również i kierowców, a przede wszystkim odpowiednio ich ubrać. Ze względu na bezpieczeństwo oraz komfort zdecydowaliśmy, że pojedziemy w hełmach. Z pomocą przyszła nam firma Bella udostępniając swoje integralne kaski, w których jak okazało się jechali również kierowcy fabryczni. I na koniec kombinezony firm: Toyota i Elf, które co prawda nie ochroniły przed deszczem, ale gdy nie padało, spisywały się dobrze. Tak wyposażeni mogliśmy już bez przeszkód rozpocząć 24-godzinną jazdę motorowerem Chart po torze Poznań. Przedstawiamy refleksje uczestników tej próby, które jak sądzimy wiernie oddadzą przebieg testu i panującą atmosferę.
Do tej pory nie bardzo wierzyłem, że można spać z otwartymi oczami, traktowałem to jako pewną przenośnię. Jednak po tym, jak nad ranem, będąc pewnym, iż ani chwilę nie zmrużyłem powiek, dwa razy spostrzegłem zakręt w ostatniej chwili, gdy nie było szansy zmieścić się w nim i musiałem ratować się jazdą na wprost w trawę - przekonałem się, że w stwierdzeniu tym nie ma absolutnie przesady. To gwałtowne rozbu dzenie wyrwało mnie ze stanu odrętwienia skutecznie lecz nie na długo. Mimo że przypominałem sobie cały znany mi repertuar co żwawszych piosenek, po kilkunastu okrążeniach znów zaczynała się walka z opadającymi powiekami.
W sumie więc nie chłód i deszcz, których niezwykle. się obawiałem przed startem, dały mi się najbardziej we znaki. Ale też przewidując, że sierpniowa noc może być już zimna, przygotowałem sobie tyle ciepłych rzeczy, ile nie zabiera się nawet na miesięczny wyjazd w zimie. Inna sprawa, iż połowa z nich przemokła, gdy w środku nocy w połowie dwugodzinnej tury, której nie chciałem przerwać, gdyż mój zmiennik akurat spał, zaczął padać deszcz. Choć później jeszcze przyszło jeździć w strumieniach wody, jednak wędkarskie wodery, czyli podgumowane spodnie z butami, które trafiły do torby na wszelki wypadek, zapewniały względną suchość - przynajmniej od dołu.
Wszystkie te gimnastyczne wyczyny odbywałem o-czywiście podczas jazdy nie ujmując ani trochę gazu.
Próba, która w założeniach miała być upojną jazdą, zamieniła się rychło w regularny wyścig. Obecność dwóch innych motorowerów, w każdym z jeżdżących wyzwalała sportową żyłkę i poza samym początkiem, gdy tempo było jeszcze umiarkowane, resztę dystansu prawie wszyscy pokonywali odkręcając do oporu pokrętło gazu i mocno pochylając się nad kierownicą. Wyobrażam sobie mękę kierowców fabrycznych, którzy od zaniepokojonego rozwojem wypadków szefa ekipy Rome-tu w końcu otrzymali polecenie, by zaprzestać gonitwy. Na prostej startowej, przy której stali przełożeni, prostowali się więc i zwalniali. Gdy jednak stawka kryła się za pierwszym zakrętem, wszystko wracało do normy.
Wcześniejsze obawy, czy Chart wytrzyma całodobową jazdę, rozwiały się już po kilku godzinach, gdy w żadnym pojeździe nie przydarzyła się jakakolwiek awaria. Cały czas jednak z niepokojem wsłuchiwałem się w pracę silnika, szczególnie że kilkakrotnie tracił on wyraźnie moc Poważniejszą chwilę zwątpienia przeżyłem tylko raz, gdy już nad ranem, w ulewnym deszczu, motorower zaczął szarpać, po czym zgasŁ Na szczęście okazało się, że to tylko brak paliwa. Po przełączeniu na rezerwę ruszyłem na następne okrążenie, by serwis miał czas na przygotowanie paliwa, lecz nie dojechałem do stanowiska tankowania. Dwieście metrów przed nim silnik znów się zatrzymał i dystans ten musiałem pokonać przy pomocy siły własnych mięsni. Dopiero później dowiedziałem się, że trzeba było przechylić motorower tak by paliwo z prawej komory zbiornika przelało się do lewej, gdzie wkręcony jest kranik. Jeszcze raz sprawdziło się więc, że kto nie ma w głowie, musi mieć w nogach.
KRZYSZTOF RYBARSKI
Startując do 24-godzinnej próby byłem przekonany, że będzie to jazda powolna i nużąca, bowiem dość maia prędkość, jaką uzyskują motorowery, nie wskazywała, by na wyścigowym torze mogło dziać się coś ciekawego. W takim właśnie nastroju upłynęły pierwsze godziny.
Wieczorem atmosfera próby radykalnie się zmieniła. Wszyscy ulegliśmy emocjom, które objawiały się szybką jazdą. Była ona dość specyficzna, bowiem na odcinkach prostych zwiększenie prędkości uzyskiwało się dzięki znacznemu nachyleniu tułowia, zaś na łukach wzrost szybkością odczuwalny był po silniejszym pochyleniu Charta. Ten styl jazdy wymagał intensywniejszej koncentracji i._ naraża! nas na wywrotkę.
Zmęczenie narastało, zmienialiśmy się co dwie godziny. Spokojna próba przeobraziła się w dość ostrą rywalizację sportową nie wykraczającą jednak poza granice rozsądku.
Każdy, z zespołów chciał pokonać w ciągu 24 godzin jak najwięcej kilometrów. Do perfekcji opanowaliśmy zmiany kierowców. Niewiele sekund traciliśmy także podczas bardzo sprawnego tankowania paliwa dokonywanego przez kolegów z serwisu Rometu.
W nocy zaczął padać deszcz. Zrobiło się ciemno, zimno i ślisko. Na niektórych odcinkach toru pojawiały się kałuże odbierające przyczepność oponom. Niejednokrotnie widziałem jak koledzy jadący przede mną zmagają się z uślizgiem kół. Deszcz na szczęście powoli ustawał. Na torze przeszkadzały już tylko żaby i zające. Jeden z nich dobiegł do krawędzi toru i zatrzymał się. Chwila zawahania z mojej strony, wyprostowanie motoroweru na łuku wystarczyło, by zaliczyć trawiaste pobocze. Wraz z nadejściem świtu minęło zmęczenie.
WOJCIECH SIERPOWSKI
W Charcie bardzo podobało mi się przede wszystkim łatwe prowadzenie tego motoroweru, który właściwie jest małym motocyklem i z powodzeniem mógłby być napędzany silnikiem 80 a nawet 125 cm3. Pojazd bardzo dobrze trzyma się drogi na zakrętach i to nie tylko na suchej, tecz i na mokrej nawierzchni. Duża odległość między podnóżkami i siedzeniem nie zmusza do nadmiernego zginania nóg w kolanach, można więc jeździć i jeździć bez zmęczenia.
W czasie jazdy nocnej, a jeździłem niemal cały czas z maksymalną prędkością, przydałoby się chyba lepsze światło niż to dawane przez żarówkę 25/25 W. Lepiej byłoby widać zające. Z radością powitałbym też wprowadzenie przestawialnych tylnych elementów resorujących - młodzież zwraca uwagę na rozwiązania nadające pojazdowi cechy sportowe. Najbardziej zaś podobałby mi się Chart w wersji Enduro - przecież już w odmianie standardowej ma bardzo duży prześwit, wystarczyłoby więc inaczej poprowadzić przewód wydechowy i zastosować terenowe opony. Ale wówczas konieczna byłaby i 4-biegowa skrzynia przekładniowa.
I jeszcze jedno: bardzo podobały mi się lusterka wsteczne. Są one przyciemniane, nie ma więc niebezpieczeństwa olśniewania światłami reflektorów szybszych pojazdów. A najważniejsze, że dzięki sztywnemu zamocowaniu nie drgają.
Nieśmiało pytam: kiedy następna próba? Organizatorzy mogą na mnie liczyć!
ADAM SOBIECKI (lat 15 i pół)
Jest jedna tylko, moim zdaniem, metoda aby poznać dobrze właścicieli jakiegokolwiek pojazdu: motocykla czy samochodu. Polega ona na tak długim jeżdżeniu non-stop, aż zmęczenie da się nam solidnie we znaki. Wtedy właśnie bardzo wyraźnie taożna rozróżnić cechy pozytywne od tych budzących zastrzeżenia. Jeżdżąc Chartem po torze poznańskim aż do znudzenia, byłem mile zdziwiony, że kręgosłup zaczyna mnie boleć dopiero po ponad trzech godzinach jazdy. Motorowerem nikt w normalnych warunkach nie porusza się tak długo, z natury rzeczy jest to pojazd przeznaczony raczej do krótkich podróży.
Tajemnicę tego komfortu wkrótce zrozumiałem - w konstrukcji Charta jest sporo elementów „dorosłego" motocykla, jak 17-całowe koła, duże wygodne siodełko, duże skoki zarówno przedniego jak i tylnego zawieszenia. Jednym słowem - podwozie zbliżone do mojego wyobrażenia idealnego podwozia motoroweru: lekki motocykl, w którym osadzono mały z konieczności, bo ograniczony przepisami kodeksu, silnik. Zawsze będę zwolennikiem podwozia, które przerasta swymi możliwościami to, czym dysponować może jednostka napędowa, nie lubię natomiast sytuacji odwrotnej. Chart należy, na szczęście, do tej pierwszej grupy.
TOMASZ SOBIECKI
Prowadzenie jednośladu ktoś przyrównał do gry na instrumencie: dla utrzymania formy trzeba ćwiczyć! In nego sposobu nie ma Przekonałem się o tym aż nadto w czasie naszej redakcyjnej 24-godzinówki.
Pierwsze kilometry na Charcie stanowiły próbę nie tylko jego, ale także i mojej działalności. Dziarsko mi nawet szło do pierwszego dość ciasnego lewego zakrętu i muszę powiedzieć, że na pierwszym okrążeniu przymknąłem nieco pokrętło gazu -jak się za chwilę okazało - zupełnie niepotrzebnie. Potem już odwagi jakby przybyło, choć jest tam na poznańskim torze jeden zakręt -tym razem prawy - którego nie pokonałem nigdy. Jedyny zresztą, przed którym, jak zauważyłem, nawet fabryczni jeźdźcy ujmują obrotów. Przeżyłem w tym miejscu, w czasie jazdy nocą w strugach ulewy, spotkanie z olbrzymią ropuchą, która wyskoczyła z boku wprost pod przednie koło, akurat w momencie, gdy Chart pochylony na bok pomykał przez zakręt. Instynktownie wyprostowałem pojazd, ale to zaowocowało wyjazdem w trawę na poboczu. Gdyby mnie kto zapytał, jak się stało, że na grząskiej murawie utrzymałem się w pionie - odpowiem, że nie wiem. Prawdą natomiast jest, że po tej przygodzie przez kilka okrążeń spuściłem z tonu do tego stopnia, że wyprzedzili mnie pozostali w tym czasie na torze, choć różnice między nami były ponad kilometrowe.
Jeszcze o nocnej jeździe w deszczu. Dla takiego fanatyka jednośladów jak Tomek Sobiecki to sama rozkosz Cóż, każdy ma swoje przyjemności. Ja przeżyłem kator gę. Lata doświadczeń podpowiedziały mi, że cztery warstwy dresów i nieprzemakalny ociepiacz wystarcza, a jednak przemokłem do cna już po kilku kilometrach. Strumienie deszczu przeniknęły nawet przez szwy zam ka błyskawicznego w kurtce, a wystarczyło przecież podłożyć pod spód w tym miejscu kawałek folii.
I jeszcze jedno: po raz pierwszy zdarzyło się, że miałem dość jazdy. Po 70 minutach skostniałem do tego stopnia, że nie czułem kierownicy w dłoniach, mimo że właśnie rękawice były jedynym suchym fragmentem mojego ubioru.
Chart z numerem 2 spisywał się znakomicie, choć razem ze mną dosiadał go na zmianę jeszcze jeden jeździec legitymujący się masą blisko cetnara. Silnik nie zaprotestował ani na moment i jeśli szukałbym pretek stu do krytyki, to tylko w konstrukcji siedziska. Po kilkudziesięciu minutach jazdy odczuwałem mrowienie w miejscu, gdzie plecy tracą swą nazwę, a potem to samo zjawisko ujawniało się, o dziwo, w okolicy barków.
Tak się złożyło, że przypadło mi w udziale jeździć na przedostatniej zmianie. Spotkaliśmy się na torze z Wojtkiem Sierpowskim, spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy poprzez szyby hełmów-i jak na komendę odkręciliśmy gaz do końca. Zbliżał się przecież koniec próby i obaj mieliśmy cichą nadzieję „przekręcić" silniki. Nie udało się.
BOGUSŁAW KOPERSKI
Po kilku tygodniach intensywnych przygotowań ruszamy. Wszyscy trochę podenerwowani, a zwłaszcza ja, bo przecież nie jeździłem motocyklem ładnych kilkanaś cie lat Jestem pełen obaw, czy dam sobie radę. Co praw da przed próbą trochę trenowałem, ale czy to wystarczy? Przede mną wystartował Tomek Sobiecki: jedzie pewnie i szybko, od razu widać, że niejeden kilometr spędził na motocyklu. Przychodzi i na mnie pora - ruszam trochę niepewnie, nadrabiając miną. Pierwszy zakręt po dłu giej prostej - hamuję chyba zbyt ostro. Chart gwałtownie traci prędkość i w efekcie pierwszy dość łagodny łuk pokonuję zbyt wolno. Dodaję więc gazu i do następnego zakrętu dojeżdżam prędzej, mści się jednak brak doświadczenia, wchodzę w niego zbyt szeroko i na wyjściu z zakrętu zaczyna brakować miejsca, na szczęście udało się. Natychmiast przypominają mi się słowa Sobiesława Zasady, że nie sztuką jest szybkie wejście w zakręt, znacznie ważniejsze jest szybkie z niego wyjście. Stosu jąc się do tej reguły następne zakręty pokonuję już znacznie lepiej. Opadają emocje, zaczynam jechać coraz spokojniej i czego należało się spodziewać, coraz szybciej. Przestaję „przeszkadzać" Chartowi w jeździe. Jego zupełnie dobre zawieszenie sprawia, że nabieram zaufania do motoroweru, na zakrętach mniej używam kierownicy, natomiast zaczynam się bardziej pochylać, co powoduje że motorower porusza się jeszcze płynniej. Jaz da staje się po prostu przyjemna, ja zaś mogę pozwolić sobie na podziwianie okolicy. Kończy się dwunaste o krążenie toru. Pierwsza godzina jazdy za mną, do końca testu mam ich co prawda jeszcze kilka, ale to juz z górki.
RYSZARD CYDEJKO
Motor 25 września 1988 r.